MIECZYSŁAW MORKA
KOLEKCJA IM. JANA PAWŁA II,
KOMPROMITACJA KOŚCIOŁA I PAŃSTWA
FRAGMENT WSTĘPU DO KSIĄŻKI
(...) Uwarunkowania te sprawiły, że pierwszy publiczny pokaz części obrazów
w dniach 05.11-30.12.1987 r. stał się ogólnopolską sensacją. Przed Muzeum na
ul. Solec 61 ustawiały się długie kolejki, parafie zaś zaczęły organizować
specjalne wycieczki. W przygotowanym w pośpiechu katalogu wystawy ks. Andrzej
Przekaziński wyraźnie zaznaczył: Obecny katalog opracowaliśmy na podstawie
przekazanej nam wraz z kolekcją dokumentacji. Inaczej mówiąc, wszystkie zawarte w nim informacje pochodziły od właściciela. Zwiedzający, dysponujący bardzo małym opatrzeniem i wiedzą, najczęściej po raz pierwszy oglądając jakikolwiek obraz namalowany w XVII czy XVIII wieku, ogłupiani agresywną propagandową wrzawą, wpadali w entuzjazm graniczący z histerią. Rodziła się swoista odmiana bałwochwalstwa, albowiem przedmioty, jakimi są obrazy, zaczęto utożsamiać z ich posiadaczem. Zatem nie należy się dziwić, że jedna z osób wpisując się do wyłożonej w Muzeum księgi pamiątkowej, wręcz wnioskowała o zaliczenie "darczyńców" w poczet świętych. Zbigniew Porczyński poszedł nawet dalej i poczuł się "zbawicielem - nowym Chrystusem", zapewniając 19.02.1993 r. parlamentarzystów, że w Ojczyźnie: krzyżowali nas. Liczba
mnoga wskazywała, że jego małżonka Janina to "nowa Maria" w akcie compassio et coredemptio (współcierpienia i współodkupienia), jeżeli nie całej ludzkości, to przynajmniej "wybranego narodu" polskiego. Doskonale zorientowani
w kwestiach teologicznych posłowie ZChN-u Ryszard Czamecki i Marcin Libicki z pełnym szacunkiem przyjęli to "objawienie".
Ignorancja, brak precyzji języka oraz pomieszanie pojęć charakteryzowały
wypowiedzi nie tylko "maluczkich", lecz również tzw. elit. Tacy ich przedstawiciele, jak np. specjalizujący się w tematyce muzycznej Jerzy Waldorff, nagle uznali za swój patriotyczny obowiązek publiczne wychwalanie obrazów pp. Porczyńskich. Również historycy sztuki o światowej renomie, w pierwszym rzędzie prof. Jan Białostocki (1921-1998) a także prof. Maria Rzepińska (1917-1993) byli tak zaskoczeni tupetem kolekcjonera-maniaka oraz hałaśliwą propagandą o Luwrze w Warszawie, że unikali jednoznacznej oceny jakości prezentowanych dzieł, nieśmiało jedynie nadmieniając, iż wymagać one będą szczegółowego zbadania przez specjalistów. Oszust nie miał litości dla tych, którzy okazywali słabość i brak cywilnej odwagi. Przekonał się o tym prof. Jan Białostocki, aż do śmierci w maju 1998 r. nękany telefonami bezczelnego właściciela, domagającego się, aby potwierdzał zrodzone w jego chorym umyśle autorstwo poszczególnych obrazów. Prof. Maria Rzepińska, od kiedy odważyła się zwrócić uwagę, że Uczta Baltazara Rembrandta to słaba kopia, oraz wyraziła oburzenie z powodu dokonania zmian w jej tekście zamówionym do wydanego w pięciojęzycznej wersji numeru specjalnego kwartalnika "Projekt", a następnie zrezygnowała z napisania pod dyktando Porczyńskigo albumu wydanego w 1991 r. przez "Arkady" zaczęła być postponowana przez usłużnych dziennikarzy. Usiłując bronić swojej opinii naukowca i prostować kłamliwie napaści, napotykała mur obojętności i odmowę druku. Dopiero na krótko przed jej śmiercią, prof. Jerzy Kowalczyk redaktor naczelny "Biuletynu Historii Sztuki" odważył się opublikować ten tekst w Listach do Redakcji.
Pokaz drugiej części kolekcji odbył się w dniach 14.09-30.12.1988 r. W tymże
1988 r. na rynku pojawił się wydany w 40 000 egzemplarzy barwny album prezentujący całość donacji. Pełniący funkcję nadwornego panegirysty doc. dr hab. Marek Kwiatkowski pisał w nim m.in., że: Ofiarowanie przez Janinę i Zbigniewa Karola Porczyńskich na rzecz Muzeum Archidiecezji Warszawskiej kolekcji obrazów stało się wydarzeniem poruszającym serca i umysły. Zapewniał, że zbiór znalazł swoją siedzibę w muzeum kościelnym z kilku powodów: Pierwsza to wola ofiarodawców, ludzi religijnych. Druga to osoba i nauczanie Ojca Św. Jana Pawła II, za którego wskazaniami poszli, nic wiec dziwnego, że galeria otrzymała imię największego Polaka naszych czasów. W jaki sposób otrzymała to imię, nie wyjaśnił.
Nic zatem dziwnego, że nikt nie ośmielił się sprawdzić niczego, co dotyczyło
"daru" i osoby "darczyńcy". Jedynym źródłem informacji o kolejach życia, naukowych osiągnięciach, pochodzeniu majątku oraz artystycznej i handlowej
wartości obrazów był on sam. Oficjalny, publikowany wielokrotnie przy różnych okazjach, obowiązujący nawet po śmierci życiorys podawał, że jest to
słynny chemik z tytułem naukowym doktora uzyskanym na brytyjskim Uniwersytecie w Leeds, wybitny wynalazca, speqalista od materiałów odpornych na wysokie temperatury. Liczne wynalazki i 35 - lub według innych "źródeł" 31 lub tylko 6 - naukowych książek, miały mu zapewnić fortunę. Propagandowa wrzawa o wspaniałym darze dla Kościoła sprawiła, że dyskretnym milczeniem pomijano drażliwe kwestie prawne. Jeżeli kolekcja została podarowana Archidiecezji Warszawskiej, to zgodnie z obowiązującym w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej prawem. Archidiecezja winna zapłacić podatek od darowizny lub uzyskać pisemne zwolnienie z tej płatności od ministra finansów. Innej możliwości nie było w PRL i - jak na razie - nie ma także w III Rzeczypospolitej. Postawienie takiego pytania byłoby jednak natychmiast przedstawione jako atak na Kościół i Ojca Świętego.
O ile obrazy przyjechały do Muzeum Archidiecezji w blasku niebywale hałaśliwej reklamy, o tyle ich zabranie w lipcu 1989 r. i zdeponowanie w klasztorze
na Jasnej Górze odbyło się nad wyraz dyskretnie, bez informowania opinii publicznej o tym fakcie. Na łamy prasy powróciły 08.11.1989 r. w tytule artykułu w "Trybunie Ludu" oficjalnym organie PZPR, triumfalnie obwieszczającym: Dzięki partyjnej inicjatywie kolekcja Porczyńskich ma godna siedzibę. Kolejny raz nikt się nie zastanawiał, dlaczego i na jakich zasadach ks. kardynał Józef Glemp sygnatariusz Umowy darowizny z 17.06.1987 r. w 2 lata później wszedł w spółkę z Komitetem Centralnym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Reprezentanci tzw. elit ponownie wpadli w zachwyt, wychwalając korzyści, jakie Skarbowi Państwa przyniosła decyzja ministra kultury i sztuki Izabeli Cywińskiej z 30.10.1989 r. o przekazaniu zabytkowego budynku przy pl. Bankowym l w Warszawie, w bezpłatne, bezterminowe użytkowanie obywatelom brytyjskim zamieszkałym w Szwajcarii.24 Nikogo nie interesowała też kwestia, w jaki sposób pp. Porczyńscy podarowawszy Umową darowizny z 17.06.1987 r. kolekcję, a co za tym idzie, zrzekłszy się swych praw własności, jednocześnie mogli nią nadal swobodnie dysponować, tyle że tym razem wspólnie z najwyższymi funkcjonariuszami partii komunistycznej.
Jego Eminencja po raz drugi poświęcił obrazy 07.04.1990 r., obdarzając jednocześnie swoim patronatem instytucję o nieokreślonym statusie prawnym, popularnie nazywaną "galerią Porczyńskich". Po sfałszowaniu kilku dokumentów prezes zarejestrowanej w Warszawie 18.09.1989 r. pod nr 207 fundacji Arteks
podpisał 20.07.1990 r. z reprezentującym Konferencję Episkopatu Polski ks. kardynałem Józefem Glempem w porozumieniu z ministrem kultury i sztuki Izabellą Cywińską Urnowe w sprawie utworzenia Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II
Fundacji Carroll-Porczyńskich. Jak się później okazało, ten kuriozalny dokument nie miał mocy prawnej, albowiem żaden z sygnatariuszy nie miał praw do przedmiotu umowy, czyli Kolekcji im. Jana Pawła II. Tak więc do dnia dzisiejszego funkcjonuje w stolicy powołane bezprawnie prywatne muzeum, do 1995 r. finansowane w dużej mierze z budżetu Rzeczypospolitej Polskiej.
Naiwni płatnicy podatków nie wiedzieli, że natychmiast po przekazaniu niezgodnie z prawem zabytkowego budynku z ich kieszeni na konto międzynarodowego oszusta zaczęły płynąć miliardy złotych. W zamian karmieni byli pseudopatriotycznym bełkotem powiązanych z nim panegirystów z naukowymi
tytułami: doc. dr. hab. Marka Kwiatkowskiego i prof. Mariana M. Drozdowskiego. Ten ostatni zapewniał zakompleksionych rodaków: Warszawa wraca do
Europy [...] Dzięki Państwu Porczyńskim w muzealnictwie warszawskim powiało Europą [...] Do niej zmierzać będą tysięczne rzesze turystów ciekawych poznania arcydzieł nieznanych w innych bogatych kolekcjach europejskich [...] W dziele europeizacji Warszawy (sic!) dar Państwa Porczyńskich jest istotnym faktem. A wtórujący dyrektor Łazienek Królewskich gwarantował: zbiór ów należy do największych, a zarazem najcenniejszych w skali europejskiej, zgromadzonych w czasie nam bliskim. Istotnym faktem pozostała do dziś jedynie głupota Polaków, nie przyjmujących do wiadomości ani informacji w zachodnioeuropejskich przewodnikach po Polsce o prezentowanych w stolicy obrazach, ani opinii o nich najwybitniejszych światowych specjalistów, natomiast nabożnie powtarzających
brednie właściciela. Żegnając go 20.07.1998 r. na warszawskich Powązkach przedstawiciel Kościoła nadal zapewniał zgromadzonych przy trumnie: dzięki pp. Porczyńskim mamy największą kolekcję malarstwa w Europie.
Otrzymawszy budynek na eksponowanie swoich obrazów, maniak mógł już
zacząć realizację życiowego marzenia o ich zareklamowaniu na całym świecie.
Po rezygnacji prof. Marii Rzepińskiej napisali z doc. dr. hab. Markiem Kwiatkowskim, wydany w 1991 r. przez "Arkady", także w wersji angielskiej i niemieckiej, album: Kolekcja malarstwa europejskiego im. fana Pawła II. Fundacja Janiny i Zbigniewa Carroll-Porczyńskich. Tak nonsensownej publikacji historia sztuki dotychczas nie znała. Autorzy przekroczyli bowiem granice absurdu, poruszając się po obszarach obłędu. Kompromitacja kultury polskiej była podwójna, gdyż Ministerstwo Kultury i Sztuki, w dowód uznania za wydanie tego albumu, dało brytyjskiemu hochsztaplerowi około 60 000 USD. O takiej kwocie bardzo wielu podatników nadal może jedynie pomarzyć. Środowisko historyków sztuki, wykazując charakterystyczny dla inteligencji polskiej okresu powojennego brak osobistej odwagi, udawało, że wszystko jest w najlepszym porządku.
Uznałem wówczas, iż istnieją granice kompromitacji Ojczyzny na arenie międzynarodowej. Pracując nad katalogiem malarstwa włoskiego w polskich zbiorach kościelnych, napisałem do "Biuletynu Historii Sztuki" spełniający wszystkie wymogi stawiane publikacjom naukowym artykuł zatytułowany Malarstwo włoskie w kolekcji J. i Z.K. Porczyńskich. Problemy atrybucji. Wykazałem w nim, że autorstwo wielu publicznie prezentowanych obrazów nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, że są one często tanio kupowanymi starymi kopiami w bardzo złym stanie zachowania. Wiadomość o mającym ukazać się artykule natychmiast "przeciekła" do ich właściciela. Najpierw osobiście usiłował on zmusić prof. Stanisława Mossakowskiego, dyrektora Instytutu Sztuki PAN, aby nakazał redaktorowi naczelnemu wstrzymanie druku, następnie zaczął straszyć prof. Jerzego Kowalczyka. Kiedy ten nie dał się zastraszyć, Porczyński posunął się do szantażu. Roli "szantażysty" podjął się doc. dr hab. mec. Zdzisław Czeszejko-Sochacki, obecnie sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Tuż przed ukazaniem się "Biuletynu Historii Sztuki" 1992 nr 2, przesłał on 02.12.1992 r. list do prof. Jerzego Kowalczyka. Zagwarantował w nim, że w kolekcji pp. Porczyńskich nie ma ani jednej kopii, podkreślając, że twierdzenie jakoby w podarowanej kolekcji znajdowały się kopie, narazi Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II na straty materialne, za które redaktor naczelny i autor artykułu odpowiedzą przed sądem, co też później nastąpiło.
Ta niespotykana w życiu naukowym forma nacisku wzbudziła zainteresowanie dziennikarzy. Jako pierwszy zasygnalizował ją Piotr Sarzyński na łamach "Polityki". W styczniu, lutym i marcu 1993 r. w prasie, radiu i telewizji ukazało się wiele artykułów, audycji i programów związanych z tzw. sprawą kolekcji Forczyńskich. Zgodnie z zasadami przyjętymi przy publikacji tekstów naukowych, właściciel miał zagwarantowany osobiście przez dyrektora Instytutu Sztuki PAN oraz redaktora naczelnego "Biuletynu Historii Sztuki" natychmiastowy druk repliki polemizującej z moimi ustaleniami. Jednak z tego prawa nie skorzystał. Zastosował zabieg dyskusji nie ad rem, lecz ataku ad personam, równocześnie kłamliwie twierdząc, że odmawia się druku
jego tekstu, którego nie dostarczył. Idiotyczną tezę, że żaden Polak nie może
znać się na malarstwie włoskim, potwierdzili pozostający na jego usługach panegiryści nazywający siebie Radą Naukową. Już 08.01.1993 r. wydali Oświadczenie ogłupiające społeczeństwo zapewnieniami o posiadaniu ekspertyz najwybitniejszych zachodnioeuropejskich historyków sztuki, przytaczając długą listę ich nazwisk. Kiedy skontaktowałem się z tymi osobami, okazało się, że Rada Naukowa Kolekcji im. Jana Pawła II najzwyczajniej w świecie kłamie. Wówczas to prof. Werner Sumowski - o którym będzie jeszcze mowa w niniejszej książce stwierdził, że Charles Carroll vel Zbigniew Karol Porczyński jest osobowością patologiczną, inaczej mówiąc, cierpi na zaburzenia psychiczne. Mógł to stwierdzić każdy, kto zetknął się z nim osobiście, gdyż zawsze mówił bez sensu i nie na temat, uzyskanie zaś od niego odpowiedzi na konkretne pytanie, nie było rzeczą możliwą. Należy jedynie zauważyć, że nawet osobę w pełni władz umysłowych ogrom odniesionego sukcesu mógł doprowadzić do pomieszania zmysłów. Od 1988 r. aż do śmierci w 1998 r. nieustannie sypały się na niego "honory i splendory" w formie państwowych odznaczeń, medali, doktoratu honoris causa Politechniki Warszawskiej, członkostwa w Radzie Kultury przy Prezydencie RP Lechu Wałęsie itp. O płynących złotą strugą na jego konto pieniądzach dowiedzą się dopiero Czytelnicy niniejszej książki, albowiem te kwestie były skrzętnie skrywane przed opinią publiczną.
Socjotechnikę propagandowych działań Porczyński oparł na kłamstwie, które jest jak worek pierza, kiedy rozrzuci się go na wietrze. Naukowy artykuł w specjalistycznym kwartalniku natychmiast upolitycznił, zarzucając, iż ja to uczyniłem. Jedynie nieliczni zauważyli, że to nie dr Mieczysław Morka "chodził
na skargę" do Prezydenta RP Lecha Wałęsy i faksem opatrzonym nazwiskiem
ministra Andrzeja Zakrzewskiego Biuro Obsługi Politycznej Prezydenta RP wysłał do Telewizji Polskiej 18.02.1993 r., natychmiast wyemitowane Oświadczenie
Rady Kultury Przy Prezydencie RP. Opublikowane w gazetach i tygodnikach
wykazało dobitnie, że reprezentanci tzw. elit podpiszą najbardziej idiotyczne
teksty, byle tylko uchodzić za Polaków-patriotów. Jaki jest poziom tzw. elit politycznych, świadczą wygłoszone 23.01.1993 r. na forum sejmowym oświadczenie
posła ZChN-u Marcina Libickiego oraz działania Ryszarda Czarneckiego. Na jego wniosek 19.02.1993 r. ciało polityczne, jakim jest Sejm, podjęło się merytorycznej oceny opublikowanego w specjalistycznym czasopiśmie naukowego
artykułu dotyczącego malarstwa. Przed całkowitą kompromitacją, jaką stałoby
się podpisanie przyniesionego przez oszusta gotowego Oświadczenia, uratowali
go posłowie: SLD Danuta Waniek i UD Andrzej Potocki.
Powiązani z Porczyńskim panegiryści w prasie, radiu i telewizji systematycznie okłamywali społeczeństwo. Prof. Marek Kwiatkowski publicznie zapewniał: Jednak dysponuję ekspertyzami, opiniami wielu zachodnich ekspertów sztuki i dlatego tezy głoszone przez dr. Morkę uważam za ogromną mistyfikację, a prof. Marian M. Drozdowski wręcz domagał się: Dr Morka powinien stanąć przed
sądem opinii publicznej za zarzuty stawiane wspaniałomyślnemu ofiarodawcy kolekcji. Absolwent Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR nie chciał zauważyć iż artykuł traktował o obrazach, a nie ich właścicielu, albowiem osobowością kolekcjonerów-maniaków zajmują się psychiatrzy, a nie historycy sztuki. Porczyński, szermując społeczną nauką papieża, nie żałował mocnych słów. Warto przy tym zwrócić uwagę na specyfikę języka. Aż do śmierci jego ulubionymi słowami kierowanymi pod moim adresem były: oszust, oszustwo, fałszerstwo, fałszerstwo z premedytacja oraz zbrodnia i zbrodnia narodowa. Zasłaniając się domami aukcyjnymi Sotheby's i Christie's, robił niezorientowanym rodakom "wodę z mózgu". Zupełnie nie obeznani ze specyfiką tematu, ogłupiani kłamliwymi wypowiedziami członków Rady Naukowej, byli oni zupełnie zdezorientowani. Obecnie na podstawie dokumentów można raz jeszcze potwierdzić prawdziwość powiedzenia, że jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Dodajmy, że pieniądze polskich podatników.
Zarząd Główny Stowarzyszenia Historyków Sztuki zademonstrował kunktatorstwo, wydając 20.01.1993 r. tak sformułowane Oświadczenie, że Czytelnicy
nie byli w stanie zorientować się, czy to ja ukradłem zegarek, czy też mi go
skradziono. Wyjaśnienie wielu wątków składających się na tzw. sprawę kolekcji Porczyńskich nie było już możliwe nawet w najbardziej obszernym artykule. Podjąłem więc decyzję o napisaniu książki, zapraszając do współpracy
dziennikarza Janusza Miliszkiewicza, zajmującego się tą problematyką od chwili
pojawienia się "darczyńcy". W oparciu o dotychczasowe publikacje oraz
dostępne wówczas dokumenty, przedstawił on w niej funkcjonowanie kolekcji
w Polsce od 1987 r. do czerwca 1993 r. Druga, bardziej obszerna jej część miała
literacką formę fikcyjnego wywiadu-rzeki zatytułowanego: Kolekcja Janiny
i Zbigniewa Carroll-Porczyńskich. Sztuka mistyfikacji - mistyfikacja sztuki. Z dr. Mieczysławem Morką rozmawia Andrzej Borkowski. Pozwalała ona w bardziej
przystępny sposób wprowadzić całkowicie niezorientowanych polskich czytelników w zasady funkcjonowania zachodnioeuropejskiego rynku antykwarycznego, ze szczególnym uwzględnieniem domów aukcyjnych Sotheby's i Christie's. Wyjaśniłem m.in. figurujące w każdym katalogu Conditions of Sale (Warunki sprzedaży), czyli odpowiedzialność prawną obydwu stron uczestniczących
w transakcji kupna-sprzedaży, oraz towarzyszącą im tzw. tabelę atrybucyjną.
Określa ona stopień prawdopodobieństwa autorstwa danego obrazu obowiązujący wyłącznie w transakcji handlowej. Wbrew bowiem twierdzeniom Porczyńskiego i jego Rady Naukowej, firmy Sotheby's i Christie's nie dają gwarancji autentyczności i autorstwa sprzedawanych obrazów, o czym może
przekonać się każdy, czytając Conditions of Sale. Na przykładzie dzieł znajdujących się w Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II starałem się objaśnić różnorodność odmian kopii: m.in. takich jak kopie swobodne, wykadrowane, warsztatowe itd. oraz takich pojęć jak replika i pastisz. Przyjmując za punkt odniesienia wydany w 1990 r., obejmujący 400 obrazów katalog, ustaliłem dla większości z nich datę i miejsce zakupu, cenę szacunkową oraz wylicytowaną, a także kwalifikację, z jaką oferował je dom aukcyjny. Okazało się, że wiele z nich zostało zakupionych za bardzo niskie kwoty, kwalifikacja zmieniona wyłącznie "do góry", a finansowa wartość wielokrotnie zawyżona przez właściciela. Stwierdziłem m.in., że zmuszany jestem do polemik z osobą, która w maniakalny wręcz sposób zainteresowana jest wyłącznie tym, jak z gorszego obrazu zrobić lepszy. Udowodniłem, że Porczyński nieustannie kłamie, bez żenady manipulując naiwnymi rodakami. Kluczową kwestią okazał się niejasny status prawny kolekcji. Bardzo istotnym składnikiem książki były Aneksy, czyli część dokumentacyjna. Poza listą obrazów z datami, miejscem zakupu i cenami znalazły się w nich m.in.: znany z czasów komunistycznych "głos ludu", czyli przykłady listów, jakie zalały redakcję "Biuletynu Historii Sztuki" po opublikowaniu mojego artykułu, odpowiedzi zachodnioeuropejskich historyków sztuki, na których opinię powoływała się Rada Naukowa Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II, Oświadczenia m.in. Rady Kultury przy Prezydencie RP, a także spisany z taśmy magnetofonowej przebieg posiedzenia Sejmowej Komisji Kultury 19.02.1993 r.
Wydawać by się mogło, że tak udokumentowana książka definitywnie zakończy niewiarygodną kompromitację Rzeczypospolitej Polskiej. Aparat Państwa naprawi błąd, a raczej przestępstwo - bo tak w Postanowieniu Prokuratury
Wojewódzkiej w Warszawie z dnia 05.01.1998 r. o umorzeniu śledztwa sygn.
V Ds 185/97 zakwalifikowana została decyzja Izabelli Cywińskiej o przekazaniu
w bezpłatne użytkowanie budynku przy pl. Bankowym l w Warszawie
- lub też fundacja Arteks, zgodnie z logiką i interesem Skarbu Państwa oraz
sugestią emigracyjnego dziennikarza Tadeusza Zabłockiego-Gwasza, zacznie
płacić czynsz za ten lokal. Tak się jednak nie stało. Za "cichym" przyzwoleniem
kolejnych premierów oraz Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego do dziś
funkcjonuje bezprawnie powołana instytucja, jaką jest Muzeum Kolekcji im.
Jana Pawła II, wystawiając na pośmiewisko stolicę państwa mającego ambicję
wejścia do zjednoczonej Europy.
W trakcie wytaczanych przez szalbierza w latach 1993-1996 trzech procesów
sądowych, z których żaden się nie zakończył oraz prowadzonych przeciwko
niemu dochodzeń Prokuratury Rejonowej Warszawa-Wola i Prokuratury
Wojewódzkiej, ujawniane zaczęły być kolejne dokumenty, w pierwszym rzędzie dotyczące praw własności i kwestii finansowych. Czytając niektóre
z nich, nie mogłem uwierzyć w bezmiar naiwności, głupoty i arogancji wysokich urzędników aparatu Państwa. Czynili oni wszystko, aby dokumenty
te nigdy nie zostały ujawnione. Uznałem więc za swój nie tyle naukowy,
co obywatelski obowiązek, pozostawienie dla przyszłych pokoleń niezbitych
dowodów, że tzw. sprawa kolekcji Porczyńskich była największą mistyfikacją
w Europie końca XX wieku, a tym samym wręcz niewiarygodną kompromitacją Rzeczypospolitej. Na tej bowiem podstawie, z historycznego dystansu,
dokonają one oceny ludzi rządzących Kościołem i Państwem w czasach, w jakich przyszło mi żyć. Tak zrodziła się niniejsza książka, która stanowić ma skromny wkład w obszerne opracowanie, które kiedyś powstanie, łącząc w sobie
wydane w 1947 r. Dzieje głupoty w Polsce Aleksandra Bocheńskiego i Megalomanię narodową Jana Stanisława Bystronia z 1935 r., gdyż jak to niedawno udowadniał na forum parlamentu senator AWS, wiceprzewodniczący Rady Naukowej Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II Piotr Andrzejewski: III Rzeczpospolita pozostaje w łączności prawnej z II Rzeczpospolitą. Ale czy tylko prawnej? Kariera Nikodema Dyzmy Tadeusza Dołęgi-Mostowicza ukazywała II Rzeczpospolitą w krzywym zwierciadle literackiej fikcji, natomiast Kolekcja im. Jana Pawła II to polityczna rzeczywistość III Rzeczpospolitej przedstawiona w publikacji przynależnej do literatury faktu. Ocena książki zawsze należy do Czytelników. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej u niektórych z nich lektura ta zaowocuje chwilą refleksji nad podstawowym pytaniem: z jakim społeczeństwem i aparatem Państwa III Rzeczpospolita pragnie wejść do zjednoczonej Europy trzeciego tysiąclecia?
Warszawa, grudzień 1998-lipiec 1999
Redakcja merytoryczna: Mieczysław Morka
Redakcja : Maria Płażewska
Korekta: Mirosława Sztanderska
Łamanie: "Polico Art" Warszawa
Projekt okładki: Wojciech Markiewicz
Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnictw Naukowych
(C) Copyright by Mieczysław Morka 1999
ISBN 83-87761-17-6
|